Wesele i Pierscionek
Komentarze: 6
Zaczne niepokolei, od konca...
Piatek, chlodne zimowe po poludnie. Spacer z P po jego osiedlu, mala sprzeczka z serii tych : "Jak ci sie nie podoba to sobie znajdz inna" po czym P wyciaga z kieszeni male czerwone zamszowe zawiniątko z ksztalcie serca..... "To dla Ciebie, abys uwierzyla, ze Cie kocham i nie chce innej...." Otwieram je, w srodku tkwi zloty pierscionek....Sliczny... ALe nie, nie potrafie go wziac. Nie zasłuzyłam na niego, to zbyt zobowiazuace. Nie chcialam aby wyszlo ze jestem z nim dla prezentow.... Zaczelam panikowac z czego wywiazala sie jeszcze wieksza klotnia...Wsiadlam do autobusu, jechalam do domu zdenerwowana. Zadzwonil, plakal, mowil ze kocha, ze przeprasza. Przeprasza ? On przeprasza? Za co on moze przepraszac? Moze za to, ze zbyt pochopnie podjak jedna decyzje, moze dlatego, ze odnioslam wrazenie ze robi mi laske ze pojdzie ze mna na sobotnie wesele. Nie wiem, ale to nie bylo wazne. Chcialam sie przekonac ze postapilam dobrze. Niestety nikt mi tego powiedziec nie mogl...
Gdy dojechalam do domu, zaczelismy rozmawiac na GG. Powiedzial, ze juz po sprawie, pierscionka juz nie ma. ZOstawil go na ktoryms chodniku aby nie kojarzyl mi sie z czyms zlym.... Przykro mi sie zrobilo. Bo w pewnym sensie olałam jego starania, jeo wysilki. Ale jak mialam docenic fakt, ze chcial zrobic mi niespodzianke...
Ja po prostu nie przywyklam do takich prezentow.. Nie umiem ich brac... Pewnie zabrzmi to banalnie, ale naprawde wole dawac cos komus... wtedy sie czuje sie tak niezrrecznie....
Cala noc snila mi sie cala ta sytuacja... Ten pierscionek...Z jednej strony zalowalam, ze skonczylo sie tak jak skonczylo...Z drugiej, bylam przekonana o slusznosci mojej decyzji...
Ale nadeszla sobota. DO konca nie bylam pewna czy P zjawi sie, tymbardziej ze jeszcze przed samym wyjsciem poklocilismy sie o to czy ma jechac samochodem czy nie [wolalam aby pojechal z nami autobusem bo przynajmniej mogl sie choc odrobine napic...] Stanelo na moim, ale wiele nerwow kosztowalo mnie stanie na wietrze w takie zimno, a krotkiej spodnocy, czekanie na niego i zastanawianie soe czy na pewno przyjdzie.... Ale zjawil sie, wtedy caly gniew minal...Przyszedl i to jest najwazniejsze... Ze przed nami wspanialy wieczor...
Msza dosc krotka ze wzgledu na niekorzystne warunki atmosferyczne, nie trwala dluzej niz 35 minut... Po mszy czekal na nas autobus ktore zawiozl na miejsce, gdzie mialo odbyc sie wesele [w knajpie u Anki]... Na pocztku zyczenia, goracy [?] rosol , odrobina alkoholu dla rozgrzania i rozluznienia sie.
Miedzy jednym posilkiem a drugim, na Piotrka dloni zobaczylam jeden pierscionek wiecej niz zazwyczaj... Ten tkwil na najmniejszym palcu, byl delikatny. Obrocilam jego dlon i zobaczylam. ten sam pierscionek co dzien wczesniej... Wiec jednak sie go nie pozbyl, wiec jednak go trzyma dalej... Poprosilam aby zalozyl mi go, tak na chwile by zobaczyc czy pasuje... Idealnie pasowal.. Ale za chwile go zdjelam...Balam sie ze zgubie w trakcie zabawy. Schowal go i obiecal, ze jeszcze go przechowa, ze bedzie go dla mnie trzymal i dostane go w odpowiedniej sytuacji, kiedy juz nie bedzie głupio mi go wziac... Kiedy to "zobowiazanie' nie bedzie mnie juz tak przerazac...
A potem sie zaczelo.... Szalona zabawa przy glosie starszawego brodatego pana z wyraznym ubytkiem zdolnosci piosenkarskich :-) Ale co tam... Jak ktos sie chce bawic to bedzie. Tak jak my. Do godziny 2 nie bylo chyba piosenki ktorej bysmy nie przetanczyli. Nawzajem ukrywalismy swoje zmeczenie aby nie stracic ani chwili, aby kazda sekunde wykorzystac najlepiej jak sie da.. ;-)
Ale o drugiej juz naprawde oboje nie mielismy sil...Razem z rodzicami pojechalismy do domu....
Dla mnie ta noc, tamten dzien beda niezapomnianymi....Tak cieplo mi sie na sercu zrobilo gdy mlodzi wypowiadali sobie slawa przysiegi malzenskiej...
Dodaj komentarz