Archiwum 05 października 2003


paź 05 2003 A niedziela miala nie nadejść...
Komentarze: 9

I nadeszla...Bezlitosna niedziela. Bezlitosny czas nie chcial sie zlitowac i szedl dalej... I to PRZEZ NIEGO mam teraz taki humor jaki mam, to PRZEZ NIEGO wszystko to co bylo przyjemnie wczoraj sie skonczylo, ale DZIEKI NIEMU moze kolejne, podobne [bo nigdy nie beda takie same] , wyjatkowe dni nadejda...Bo tamten dzien zapewne byl wyjatkowym. ALe nie sam dzien- noc równiez. I to wlasnie ja bede chyba najmilej wspominala....A jak minal? Juz opowiadam.

Ranek jak to sobotni ranek, troche porzadkow, oprocz tego siedzenie na necie i gra w 1000. Comme toujour. Ale o 16 wszystko sie zmienilo. O tej godzinie przyjechal po mnie Piotrek, najpierw probowal mi naprawic wieże, ale to mu sie niestety nie powiodlo, wiec wyszlismy z domu. A gdzie pojechalismy? Haa!! Tego nigdy nie zgadniecie. Do FILHARMONII (ja nawet nie wiem czy to slowo dobrze napisalam) Ejj po prostu szok! 1szy raz w zyciu bylam w czyms takim na czyms takim :) Nawet nie wiem co grali. ale ladnie grali. Podobalo mi sie. No byl inny koncert niz zazwyczaj, no i gwizdac po zakonczeniu nie mozna bylo :// :-))  Po koncercie wpadlismy na chwile do mnie do domu, bo madra Basiunia oczywiscie zapomniala czegos o czym [ze wzgledow wlasnego bezpiecznienstwa] zapominac nie powinna. No ale zapomniala to sie wrocilismy.
Z domu, pojechalismy na Rynek. Hehs i tam sie zaczal rajd po knajpach. Piotrus za wszelka cene chcial aby byla jakas romantyczna (btw co jest romantycznego w mysliwskiej knajpie?:D ) a ja wolalam cos przyziemnego. DO kazdej, do ktorej weszlismy "z tej gornej polki" wybrzydzalam cos, bo albo to za duszno, albo smierdzialo dymem, albo nie mialam ochoty znow jesc ryzu. Czasem los tez mi sprzyjal- nie bylo wolnych stolikow:D Hehs no ale w koncu dopielam swego:-) Poszlismy do PIZZA HUT:D aaa :D No na MaCa to juz sie nie chcial zgodzic:P Ale jak ja dawno na takiej prawdziwej pizzy  nie jadlam [bo nie licze tych mrozonych z mikrofali] YY no fakt, romantycznie tam nie bylo, ale nastroj przieciez tworzymy my sami, wiec olac co sie dzialo dokola. Misiek uparl sie ze zje duza pizze,.....i zjadl....Tylko biedactwo z chodzeniem potem problemy mialo:D

Ale to co najlepsze dopiero mialo nadejsc.... POjechalismy na jego dzialke... GDzie bylismy sami z naszym pozadaniem..No i dalej [ceznsored].....

A rano obudzilismy sie, jeszcze soba nienasyceni...A ja... zaczelam odczuwac strach...Przed czym? Przed tym, ze nie wiem kiedy sie znow zobaczymy, On jutro zaczyna prace. Niby to fajnie brzmi, bedzie mial prace, zarobi na samochod, jego utrzymanie i moze cos na wakcje nam zostanie....... ALe to wiaze sie z tym, ze nie bedziemy mieli dla siebie wiele czasu... W  tygodniu bedzie gdzies pracowal od 16- 22 , w ten lykend tez. Echh a do Kasi Darek przyjezdza, i mielismy gdzies isc i mialo byc tak wspaniale... Echh moze jeszcze bedzie, moze sie to jakos ulozy... Musi sie ulozyc...

Ok koncze bo i tak nikomu sie  nie bedzie chcialo tej notki czytac...:-)

slady_na_piasku : :